✦ Rozdział II ✦

Trzeci września 1939 roku, niedziela

"Halo, halo. Tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie polskiego radia. Dziś rano, o godzinie 5 minut 40, oddziały niemieckie przekroczyły granicę polską, łamiąc pakt o nieagresji. Zbombardowano szereg miast. Za chwilę usłyszą Państwo komunikat specjalny. (...) A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy, całe nasze życie publiczne i prywatne ustawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym; walka aż do zwycięstwa!". 

Tak naprawdę, nie wiem po co zapisałem ten komunikat. To była ostatnia rzecz jaką usłyszeliśmy z radia. Po ataku sił niemieckich na nasz oddział jesteśmy rozproszeni. Strach wdziera się w nasze szeregi. Z dnia na dzień tracimy coraz więcej ludzi. Szczęk broni i dalsze posuwanie się w stronę Warszawy utwierdza nas w przekonaniu o klęsce. Każdy to przeczuwa. Już powoli najwięksi optymiści przestają tracić nadzieję na powrót do domu. W tym i ja. Jak zawsze marzyłem, aby dorównać ojcu, służąc w obronie naszej ojczyzny, tak teraz niemalże przeklinam dzień, w którym wyszedłem rano zapisać się do wojska. Pamiętam. Był ciepły, lipcowy poranek. Na brukowanych ulicach nie było niemalże nikogo. Wtedy, pełen entuzjazmu i energii, byłem przekonany, że to będzie najlepszy etap mojego życia. Entuzjazm odszedł jako pierwszy. Na poligonie. Teraz odchodzi również nadzieja. A to podobno ona odchodzi od człowieka jako ostatnia, prawda? Sięgam pamięcią ku czasach matury. Jakże pragnę ujrzeć moich przyjaciół. Od tak dawna nie miałem od nich wiadomości. Nawet nie wiem, czy jeszcze żyją... ale pamiętam jeden wiersz Słowackiego, którego uczyłem się na jedną z ostatnich lekcji polskiego. 

"Szli krzycząc: "Polska! Polska!" - wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,
Szli dalej krzycząc "Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!".
Wtem Bóg z mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: "Jaka?".

Powtarzam go sobie... szeptem. Powoli zaczynam denerwować Waldemara Kraskę; ale on nawet od najcichszego szmeru dostaje fioła. Nie dziwię mu się. Poległo pięciu jego najbliższych przyjaciół. Został sam. Sam ze swoim obłędem. Michał mówi, że nie przeżyje długo. Jeżeli nie zginie od kuli szkopa, to sam się zastrzeli. Widząc szaleństwo w jego oczach, mam jedynie nadzieję, że przy okazji nie będzie chciał wystrzelać pół oddziału. Może... może to i prostsze? Śmierć z własnej ręki. Szybka. Śmierć od niemieckich kul jest powolna. Najczęściej ludzie dostają w brzuch. Wtedy można konać godzinami. Godziny w cierpieniach, czekając aż ktoś się zlituje i strzeli ci w łeb. Prawdziwe miłosierdzie, prawda? Taka pomoc zazwyczaj nie nadchodzi, ani z jednej, ani z drugiej strony. Nikt nie chce marnować kul. Nikt nie chce stać się podobną ofiarą. Jesteśmy w przedsionku piekła, a wojna dopiero co się zaczęła. Wszyscy mamy nadzieję, że nasi sojusznicy nie będą zwlekać i pomogą nam w obronie. Obiecali. Nie mogą nas zawieść. Niektórzy mówią, że zapomniał o nas nawet Bóg. Skoro tak, to czemu szatan chce nas mieć w swoich szponach? 

"Nie pomnisz tego wyrazu, próżno wznosisz dłonie
Kołacząc w bramy inne, kiedy dom twój płonie
Daj serce, niechże milion do ciebie się przyzna
To ona! Jej szukacie - prawdziwa Ojczyzna
I ulgę czując odszedł z miłosierdzia znakiem
Pan Bóg wszechmogący nad mojżeszowym krzakiem".


Zostaliśmy sami. Sami. Ciągle słyszę rozmowy żołnierzy niemieckich... słyszę jak szepczą "Zabić ich! W nocy. Poderżnąć im gardła jak świniom w rzeźni!". Może to tylko moja wyobraźnia? Od dwóch dób nie zmrużyłem oka, jestem wycieńczony. Podskakuję na każdy szmer. Dłużej tego nie wytrzymam... 

Słodki Jezu... znowu atakują. Niech Bóg ma nas w swo... 

2 komentarze:

Pani Black pisze...

Podoba mi się :)
Tamte rozdziały były inne, ten jest strasznie dramatyczny. Złapałam się na tym, że po cichu sama mówiłam te wiersze, gdy je czytałam :)
Odrobinkę zdenerwowało mnie jednak, że tyle czasu trzeba było czekać. Rozdział, owszem, jest zachwycający, ale nie jakiś MEGA długi. Czas oczekiwania to lekka przesada :)
Mimo wszystko pozdrawiam i weny życzę,
Pani Black :)

Anonimowy pisze...

To dziwne... Właśnie wróciłam z pewnego święta patriotycznego... Rota ciągle pobrzmiewa mi w uszach, a przed oczami mam biało-czerwoną flagę powiewającą na tle błękitnego nieba. I przeglądając blogi natrafiam na twój. Opowiadania historyczne... Nie czytam raczej tego gatunku, ale twój blog był tam jeden jedyny, więc weszłam. To dobrze. Dobrze, że ludzie o tym piszą. Ocalmy to od zapomnienia. Ocalmy polską historię.

Prześlij komentarz

Każdy ma prawo do własnego zdania, jednak komentując, pamiętaj o zachowaniu kultury osobistej.